sobota, 9 stycznia 2016

Rozdział 7

Harry coraz bardziej  nie był pewien tego co robi. Jednego dnia nienawidzi, drugiego zaś odczuwa tęsknotę za swoim wrogiem. Przez kilka lekcji wydawał się nieprzytomny. Nawet docinki bliźniaków nie pomagały wyrwać go z tego stanu. Dosyć, że ma na głowie Voldemorda to jeszcze te dziwne uczucie, które nie jest wstanie nazwać, albo po prostu nie chce. Próbował jakby unikać swoich przyjaciół by uciec od ich pytań, ale w końcu jednak musiał zmierzyć się z nimi zmierzyć. Nadeszła pora obiadowa. Wszyscy zebrali się w wielkiej sali. 
- Harry musisz coś zjeść. - powiedziała zmartwiona Hermiona zauważywszy nieciekawy stan swojego przyjaciela. 
- Przestań już! Dosyć, że biedak miał spotkanie ze Snapem, to jeszcze ta cholerna fretka! - wyraził się oburzony Ron, który ani trochę nie zmienił swoich stosunków do blondyna, choć ten jest poważnie ranny. 
 Jednak postępowanie mądrej Gryffonki pozostawiało wiele znaków zapytania. Od pewnego czasu nie wspominała nic o Malfoyu. Poranny gwar został przerwany przez dyrektora pana Dumbledore. 
- Witam wszystkich tu zebranych! - zaczął skupiając na sobie oczy uczniów. - Ja wraz z profesorem Snape postanowiliśmy urządzić w pewnym sensie konkurs.
Hermiona na te słowa odruchowo wyprostowała się i z lekkim uśmiechem wsłuchiwała się we wszystko co powie dyrektor. 
- Zważając na niektóre nieprzyjemne relacje domów. - spojrzał na stół Gryffonów i Ślizgonów. - Połączymy was w pary, które będą musiały nauczyć się samodzielnie zaklęć na zaufanie do których potrzebne są dwie osoby.  Na korytarzu znajdzie się rozpiska waszych par, a także zaklęć, które musicie opanować.
Harry nie patrząc nawet na tą całą listę wiedział dobrze z kim będzie w parze. Ta informacja spowodowała niekontrolowany uśmiech i radość. Nareszcie będzie mógł bez żadnych podejrzeć innych porozmawiać z blondynem. Nie mal natychmiast po tym ogłoszeniu wszyscy udali się zobaczyć z kim takim będą musieli współpracować. 
- No chyba sobie żartujecie! - wykrzyknął wzburzony rudzielec. - Adrian Pucey?! Mam być z jakimś Ślizgonem?!
- A co myślałeś? Przecież to oczywiste, że będziemy współpracować z nimi. - stwierdziła spokojnie Hermiona.
- Doprawdy!? To jakim prawem ty jesteś z Susan Bones? - powiedział poirytowany wymawiając imię Puchonki. 
Wybuchli śmiechem na tą uwagę, zaś brunet ruszył w stronę listy i przygotował się na udawanie tak samo poirytowanego jak jego przyjaciel. 
- To ty chyba nie wiesz co to pech! - krzyknął teatralnie. - Jestem z Malfoyem, rozumiesz!?
W jednej chwili Ron zaczął mu współczuć z całego serca. I tym sposobem rozmowa zeszła na temat Domu Węża. Oczywiście głos w tej dyskusji zabrał Weasley. 
***
Wybraniec uwolniwszy się od przyjaciół powędrował do skrzydła szpitalnego i tym razem już tak szybko nie miał zamiaru zostać spławiony. Bez zbędnych rozmyśleń podszedł do łóżka Draco, który czytał jakąś książkę, jednak ten gdy tylko zauważył bruneta na horyzoncie odłożył swoją lekturę. 
-Proszę, proszę kogo my tu mamy! - powiedział swoim zwykłym, chłodnym głosem. - Znowu się zgubiłeś chłopczyku?
- Nie. Przyszedłem tu by z robić z tobą projekt. - podał najwidoczniej nieświadomemu niczego chłopakowi rozpiskę z zaklęciami. - Zostaliśmy wybrani do pary i mamy te zaklęcia wspólnie opanować.
Draco przeczytał dwukrotnie wręczony mu skrawek papieru.
- Niech zgadnę... Profesor Snape to ukartował i teraz masz mnie jeszcze pilnować, prawda? - spojrzał prosto w oczy bruneta, co wywołało u niego ciarki.
- Tak, zgadłeś - uśmiechnął się przyjaźnie i podał mu dłoń. - Więc co zgoda moja paro? 
- Naprawdę ten wilczur musiał nieźle ci przywalić, Potter. - zaśmiał się lekko, jednak szybko zmienił swój ton i burknął. - Skoro jesteśmy zmuszeni przebywać w swoim towarzystwie to chwilowy rozejm nie zaszkodzi, ale nie licz na żadną przyjaźń złoty chłopcze.
Harry schował swoją rękę i powstrzymał się od zareagowania na złośliwą uwagę. 
- Jutro masz stąd wyjść, więc... - przerwano mu.
- Za tydzień jest pełnia. - rzekł bez żadnych uczuć. - Lepiej nie daj się w tym czasie pożreć. 
Faktycznie, Gryffon o tym całkowicie zapomniał. Z tego co wiedział z lekcji kilka dni przed pełnią wilkołak zaczyna zachowywać się dziwnie, więc będzie musiał go przypilnować. 
- Nie pozwolisz na to by coś mnie pożarło, prawda? - powiedziałem próbując rozluźnić sytuację. 
- Nie dasz mi o tym zapomnieć, co nie? - odpowiedział udając obrażonego, co wywołało rozbawienie w oczach Harrego. 





niedziela, 3 stycznia 2016

Rozdział 6

Przechodząc przez korytarz i planując co może zrobić by chociaż odrobinę polepszyć jego relacje z Draconem przez swoją nieuwagę wpadł na kogoś. Jednak jak tylko podniósł głowę szybko się zdał sobie sprawę z powagi sytuacji. Dzięki jego szczęściu akurat wpadł na Profesora Snepa. No cudownie!
- Przepraszam, zagapiłem się i... - jego wypowiedź została przerwana przez oziębły głos.
- Musimy porozmawiać, Potter. - spojrzał swoim bezlitosnym wzrokiem na chłopaka, który już chciał uciec. - I to teraz. 
Harry skinął tylko głową i ruszył za śladami profesora i w myślach  powtarzał sobie, że musi w końcu uważać gdzie stawia swoje kroki. Rozpatrzył każdy możliwy scenariusz jak może skończyć się rozmowa z nim. Jednak patrząc na tą kamienną twarz trudno było zgadnąć jego intencje. Nie trudno było się domyśleć, że zmierzali do gabinetu Snepa. Gdy tylko przekroczył próg natychmiast zamknęły się za nim drzwi. Profesor wskazał na krzesło naprzeciwko niego, więc chłopak bez słowa opadł na wskazany mebel. 
- Dowiedziałeś się naprawdę dużo... - zaczął wpatrując się w wybrańca. - ... Z pewnością za dużo...
- Utrzymam to wszystko w sekrecie. - zapewnił go podenerwowany tym co może zamierzać opiekun Ślizgonów. Nigdy to miejsce nie kojarzyło mu się z czymś dobrym, a zwłaszcza gdy był w nim sam na sam właśnie z nim!
- Nie ma innej opcji. Myślałem nad pewnym planem, ale teraz jestem już pewien... - myślał nad każdym wypowiedzianym zdaniem.
Harry wzdrygnął się na te słowa. Czy on chce właśnie użyć na nim zaklęcia Obliviate?! W sumie była by to najwygodniejsza możliwość, także dla niego samego. Jednak z drugiej strony, chciał poznać blondyna i odejść jak najdalej od tych złośliwych relacji, które ich niegdyś łączyły.
- Proszę, ja... - przerwano mu.
-Chcę byś przypilnował Dracona. - przez te absurdalne słowa Gryffon nie wiedział czy to co słyszy to prawda, czy może zemdlał na skutek jakiegoś czaru i teraz mu się to tylko śni. - Dobrze słyszałeś, Potter. 
- Przypilnował? Ale jak? I w czym? - zaczął zagubiony.
Snape westchnął i spojrzał łagodniejszym wzrokiem na chłopaka co nieco go uspokoiło, ale tylko na moment. 
- Dzień w którym zginął Syriusz Black - nastała cisza, Harremu przeleciały przez umysł wszystkie wspomnienia, które tak trudno było zaakceptować. - Właśnie przez to Lucjusz Malfoy trafił do Azkabanu. Czarny Pan był na niego wściekły i żeby zhańbić jego nazwisko pozwolił Greybackowi tknąć jego syna Draco.
Brunet patrzył z coraz to większym oszołomieniem. Wiedział, że to przez Voldemorda, ale trudno mu było to przyjąć. Kim trzeba do cholery być by skazywać na coś takiego niewinną osobę, która jest po twojej stronie? 
- Dlatego właśnie nie jest śmierciożercą. - kontynuował. - Mam się nim opiekować i sporządzać dla niego wywar. 
- Ale co ja mogę zrobić? - przerwał coraz bardziej świadomy sytuacji w jakiej się znalazł. - W końcu jesteśmy z dwóch domów które się wręcz nienawidzą, tak samo jak my...
- To prawda, ale skoro, aż tak się nienawidzicie, że ratujecie sobie nawzajem życie to sądziłem, że mój pomysł może się udać. 
W jego słowach było dużo racji. Draco uratował mu życie. Coś w tym było tylko do końca jeszcze nie wiedział co. 
- Co mam zrobić? - powiedział tonem gotowym na wszystko na co Snape uśmiechnął się pod nosem.
- Obserwować go i spędzać przy nim noce, a zwłaszcza podczas pełni. - sam zdawał sobie sprawę z śmieszności sytuacji.  - Malfoy często sypia właśnie tutaj, a przynajmniej chciałbym aby tak właśnie było. Wtedy miałbym na niego oko. Ma on oddzielny pokój w swoim dormitorium, więc dzięki pelerynie możesz się tam przedostać. Ma przyjąć wywar tydzień przed pełnią, wtedy będzie nad sobą panował i dzięki temu nie zagryzie cię. Jest on teraz w kiepskim stanie, więc musisz mu pomóc. Powiem wszystkim, że robicie ze sobą projekt, który ma umocnić wasze relacje, a także, że zostaniesz przeniesiony, więc sypiać będziesz gdzie indziej. Wszystko załatwię. 
- A czy ktoś wie, że on...
- Nikt nie wie prócz nas i może paru jego przyjaciół. Zabini często spędza przy nim czas, ale nie wiem czemu, ale sądzę, że ty lepiej sobie od niego poradzisz i nie myśl, że cię polubiłem, Potter. Po prostu myślę co było by najlepsze dla Draco. Więc co ty na to?

Rozdział 5

- I co?! Gadaj co żeś widział?! - rzucili się tuż po dzwonku na wybrańca Ron i bliźniacy.
To było wiadome. Teraz pewnie wszyscy się zbiegną i będą uporczywie go wypytywać. Przecież nie może im wyznać prawdy. Sam do końca tego nie rozumiał. Jeżeli Draco miał być śmierciożercą, to czemu Voldemord pozwolił na coś takiego? Był pewien, że to jego wina, pieprzonego czarnego pana. Całą noc rozmyślał jakie kłamstwo może im wcisnąć. Oczywiście wiele osób dobrze wie kiedy to Harry jest szczery, a kiedy nie. Dlatego właśnie zaplanowanie wszystkiego i przećwiczenie daje całkiem niezły efekt, tak ponoć mówią.
- A od kiedy to i wy...- spojrzał znacząco na bliźniaków. - ...się tą sprawą interesujecie? Czyżby Ron wypaplał całej swojej rodzinie nasze plany i podejrzenia?
Rudzielec lekko się zaczerwienił ze wstydu, po czym cicho dodał, że powiedział tylko im, albo raczej tylko oni podsłuchali i przekazali Ginny. Ta dyskrecja. Powędrowali do wielkiej sali gdzie spotkali jeszcze zaczytaną Hermione, która zauważywszy "ekipę" odłożyła książkę i wpatrywała się pytająco.
- Widziałeś coś?! -  rudzielce nie wytrzymywały by poznać odpowiedź.
 - Dobra! Uspokójcie się już - powiedział spokojnie Harry. - Widziałem niestety niewiele.
- Jak to? - krzyknęli zawiedzeni.
- Śledziłem go za pomocą mapy, ale w pewnym momencie, po prostu zniknął, oczywiście na mapie. Wydaje mi się, że w grę może wchodzić Pokój Życzeń. On nie jest naniesiony niestety ten skrawek papieru.
Wszyscy spojrzeli po sobie. Najwidoczniej w to uwierzyli. Jednak trening czyni mistrza,  tylko Hermiona wydawała się niezadowolona z tego co usłyszała.
- Ale po co mu jakiś wywar? - zauważyła słusznie dziewczyna.
- Tego to się chyba tak prędko nie dowiemy... - udał zawiedzionego.
Resztę lekcji minęło bezproblemowo i bez blondyna. A czego mógł się spodziewać? Był w końcu strasznie poharatany. Nigdy by się nie spodziewał takiej odwagi chęci do walki ze strony Malfoya. Zawsze wydawał mu się tchórzem, który ciężką robotę zrzuca na innych, ale najwidoczniej było inaczej. Jakim prawem on mu pomógł. Przecież są wrogami, chyba... Kolejna cecha Harrego Pottera: nie lubi mieć wrogów, dlatego tak bardzo pragnie rozejmu ze Ślizgonem, choć z pewnością wielu ludzi by tego nie popierało. Została mu jeszcze jedna lekcja, którą na pewno nie wytrzyma. Musi z nim porozmawiać. 
***
Nieludzka chęć wzięła górę nad rozsądkiem. Tuż po dzwonku wybraniec znalazł się nigdzie indziej jak przed skrzydłem szpitalnym. Pani Pomfrey w chwili obecnej wyganiała jakichś pierwszoroczniaków, może jest ona surową kobietą, ale opiekowanie i leczenie ludzi to z pewnością jej jasna strona. Harry obejrzał wzrokiem całą sale. Ze zdziwieniem stwierdził, że dzieciaków było tu najwięcej. Cóż sam był kiedyś taki i raz na jakiś czas zdarzało mu się tu trafić. Jednak najgorzej wspomina ten przypadek z ręką w której nie miał kości. No cóż, przecież szpitale nie mają za zadanie wywoływać miły emocji. W końcu jednak zauważył na końcu sali znaną mu blond czuprynę. Ruszył powolnym krokiem w stronę łóżka. Na stoliku stały kwiaty, dużo kwiatów. Jak widać fanki Ślizgona nigdy nie śpią i są wiecznie czujne. Zawsze zastanawiał się jakim prawem dziewczyny zakładały fankluby poświęcone właśnie jego osobie? Chłopak miał zamknięte oczy, prawdopodobnie spał. Gdy się tak z bliska przypatrzeć to był naprawdę przystojny. Dopiero teraz Harry to spostrzegł i to w takim momencie. Gdy usiadł na taboret przy jego łóżku blondyn leniwie otworzył oczy i gdy zobaczył kto przyszedł go odwiedzić szybko się podniósł i z niedowierzaniem i lekkim zażenowaniem spoglądał na niego próbując ukryć swe emocje. 
- A ty czego tu, Potter? - parsknął, nawet nie patrząc w jego stronę. 
- Chciałem sprawdzić co z twoim stanem, bo ostatnio jak oberwałeś... - nie dokończył, gdyż blondyn pośpiesznie mu przerwał.
- I co? Fajny widok? Niech zgadnę powiedziałeś już wszystkim swoim przyjaciołom o naszym miłym spacerze przy blasku księżyca?! -  wręcz wykrzyknął zdenerwowany.
- Nic nikomu nie powiedziałem i nie powiem. - próbował go uspokoić. Nigdy nie widział go w takim stanie. - I chciałem ci podziękować.
Sam nie wierzył co mówi, ale najwidoczniej Draco również w to nie dowierzał, albo raczej wydawało się, że albo to Harry zwariował, albo on.
- Przypierdoliłeś w kamień, prawda?
- Nie, jestem całkowicie świadomy co teraz mówię - chyba - i może to dziwnie zabrzmi, ale mogę ci jakoś pomóc?
W tej oto chwili blondyn wydawał się, że zaraz spadnie z łóżka. Przez chwilę jego zdziwienie malowało się na twarzy, ale szybko znowu przybrał swoją pokerową twarz. 
- Ty chcesz mi w czymś pomóc? Nie oszukujmy się wiesz kim jestem i obaj wiemy, że już mi się nie da pomóc i jeżeli ktoś się o czymś dowie to odgryzę ci łeb, zrozumiałeś? - przybliżył się niebezpiecznie blisko po czym obojętnie dodał - Idziesz już?
Brunet kiwnął tylko głową. Przetwarzał wszystkie nowe informację. Wiedział, że z chłopakiem jest coś nie tak. Jakby wydawał się mniej oziębły. Choć wiedział, że nie ma na co liczyć w przyjaźni, po prostu nie mógł od tak zapomnieć o wszystkim. Chciał wiedzieć więcej, nie tylko o jego zdolności, ale także o nim samym. Przekraczając drzwi zauważył grupkę, śmiejących się dziewczyn. Znał je. One zazwyczaj towarzyszyły Malfoyowi i teraz gdy on jest w ciężkim stanie one jak gdyby nigdy nic zachwycają się nim. "Nic dziwnego tylko puste laski mogą zakochać się w takim kolesiu." pomyślał, jednak szybko się za tą myśl skarcił. On już nie jest taki jaki był. To już nie ta sama wredna fretka.

Rozdział 4

Harry stał sparaliżowany i patrzył jak chudy blondyn przemienia się w szarego wilkołaka. Wstrzymał oddech i modlił się aby "Malfoy" w niego nie wbiegł, bądź nie wyczuł, gdyż z lekcji dobrze wie że te stworzenie mają bardzo dobre zmysły. Na szczęście nic takiego się nie stało. Wilk pobiegł w stronę zakazanego lasu. W jednej chwili wszystko stało się jasne; rozmowa ze Snepem, wywar... I ten dzień. Dopiero teraz Harry zrozumiał, że dzisiaj jest pełnia. Jak mógł przegapić tak ważny szczegół? Może dlatego Hermiona wtedy się tak zachowała, może się domyśliła o co może chodzić, ale przecież by nam powiedziała o swoich podejrzeniach. Teraz pozostawało wiedzieć, jak? Przecież Malfoy nie urodził się taki, ktoś go musiał zarazić, ugryźć. Lupin powinien wiedzieć więcej, w końcu sam nim jest. Dlatego Ślizgon nie ma znaku, wilkołak nie może być śmierciożercą. Uświadamiając sobie to, Gryffon nagle zaczął widzieć w chłopaku nie tylko same jego minusy. Zapragnął mu pomóc. Spojrzał na mapę, ale ona niestety nie pokazała mu za wiele. Zakazany las nie był naniesiony. Harry skierował się w kierunku, w którym pobiegł wilkołak. Chciał go zobaczyć, wiedzieć jak się zachowuje, chciał mieć pewność, że to co zobaczył nie było żadną sztuczką. Szedł przez kilka minut drogą, którą wydawało mu się, że kiedyś ją widział, aż w końcu zauważył ślady, wilcze ślady. Harry nie miał pojęcia co Malfoy zrobi, słyszał że Wywar Tojadowy pomaga w samokontroli, ale gdyby nie był taki skuteczny, bądź chłopak go nie wziął?... O tym nie myślał. Rzadko przewidywał skutki, zazwyczaj działał, później myślał. Usłyszał wycie za sobą. Zamarł. To wycie było głośnie, to jest gdzieś przy nim. Odwrócił się i zobaczył wilkołaka. Czarnego wilkołaka. Przeklął w myślach. Nie wiedział co się teraz stanie, ale wiedział, że to nie jest Malfoy, to nie jest pieprzony Malfoy! Las był pełen różnych stworzeń; jednorożce, nieśmiałki, centaury... i wilkołaki... dużo wilkołaków. Gryffon odskoczył i odruchowo wyciągnął różdżkę, która mało mu pomogła, bo zwierz był szybki i z łatwością unikał ataków. Brunet musiał przyznać, że nie ma pojęcia jak z tym walczyć i uświadomił sobie jak głupio postąpił. Bestia biegła już w jego stronę, a on mimowolnie krzyknął i czekał na prawdodopodnie swój koniec. Jednak on nie nastąpił. Uniósł powieki, które zaciskał. Jego oczom ukazał się szary wilkołak. "Draco!" krzyknął w momencie kiedy czarna bestia zadała cios prosto w szyję jego zbawiciela. W innym wypadku nie mogłoby mu to przejść przez gardło, ale teraz on go uratował, ryzykując swoje życie! Zaś Harry nie mógł nic zrobić. Każde zaklęcie jakie by rzucił mogło by przypadkowo zranić Ślizgona, który pod tą postacią wydawał się silny i odważny. Z łatwością swoimi łapami zadawał rany i się bronił, ale rywal nie był wcale słaby. Uderzył po raz kolejny w zranioną szyje co powaliło Dracona na ziemie. Wtedy brunet zaryzykował i rzucił zaklęcie. Udało się. Odstraszył wilka. Pobiegł do szarej postaci i z przerażeniem stwierdził, że on krwawi i to nie było zadrapanie. Za pomocą zaklęcia Ferula wyczarował bandaże i szyny. Owinął ranę bandarzem, by zatamować krwawienie. 
- Draco... - cichym głosem próbował do uspokoić co mu wychodziło. Blondyn najwidoczniej zachował resztki swojego ludzkiego rozumu i patrzył swoimi ślepiami z wdzięcznością. - Zawołam pomoc...
Z nadzieją skierował różdżkę w górę i wypowiedział zaklęcie Lumos. Powtarzał to co kilka minut i nie na marne. Z lasu wyłoniła się znajoma postać.
- Potter co ty tu!.. - krzyknął gniewnie profesor Snape, który w tej chwili był niczym zbawienie, bo to on wiedział o "przypadłości" Malfoya i mógł mu szybko udzielić pomocy. Gdy ujrzał przy Harrym wilkołaka od razu zorientował się co zaszło, a przynajmniej był blisko. - Co tu się stało?
Gryffon przedstawił przebieg wydarzeń, przez co odgonił od profesora negatywne o nim myśli. Opatrywanie ran trwało godzinę, może dłużej? Nie zwracali uwagi na czas, czekali w ciszy, aż Ślizgon odzyska ludzki wygląd. Snape z opiekuńczością wziął osłabionego chłopaka w ramiona, zaś Harremu nakazał wrócić do Hogwartu pod peleryną. Gdy dotarł do celu stwierdził, że jest spóźniony, więc postanowił wbrew regułom pozostać w dominatorium. Miał czas na przemyślenie wszystkiego. Zastanawiał się jak Draco się czuję. Obwiniał się o to, w końcu sam poszedł do tego cholernego lasu! Ale czemu go to tak męczyło? Nawet wtedy kiedy Ginny zaginęła nie był aż tak przybity. Zastanawiał się czy komuś o tym powiedzieć, ale szybko z tego zrezygnował." Wygląda na to, że moje relacje z Draconem ulegną wielkiej zmianie... Chwila, od kiedy ja mówię o nim Draco?"

Rozdział 3

Począwszy od jak zwykle niedocenianej lekcji wróżbiarstwa aż do surowych zajęć z profesor McGonagall, znany wszystkim wybraniec nie mógł się na niczym skupić.  Przez to Griffindor stracił 20 punktów, ale on się tym nie przejął, bo miał naprawdę duży powód do uciechy. Dzisiaj minęły trzy dni od "przypadkowo" usłyszanej rozmowy Snepa i Malfoya. To właśnie ten dzień o którym mówił blondyn, ten, który może nieść nawet rozwiązanie całej sprawy, która niewątpliwie była podejrzana. Harry co jakiś czas spoglądał w stronę domniemanego zdrajcy jakby bał się, że w każdej chwili może mu uciec, choć nie byłoby to zbyt mądre gdy ktoś od tak wyszedłby podczas lekcji. Chłopak próbował obserwować wroga dyskretnie, ale najwidoczniej nie udawało mu się, gdyż Ślizgon, choć najwidoczniej wyglądał na zaniepokojonego, odwzajemniał spojrzenia Harrego, czego Gryffon nie umiał wytłumaczyć. W pewnej chwili blondyn uśmiechnął się ciepło, przez co wybraniec prawie spadł z krzesła. Co nie zostało nie zauważone przez profesor.
- Widzę, że Pan Potter, lubi zdobywać punkty ujemne, czy może się mylę? -powiedziała poprawiając swoje okulary McGonagall. - Minus 30 punktów dla Griffindoru! I jeszcze raz przyłapie cię na nieuważaniu dostaniesz minus 50 zrozumiano?
- Tak, pani profesor. - odpowiedziałem obserwowany przez kilka dziesiąt par Gryffońskich, złych na niego oczu.
Nawet Hermiona lekko go popchnęła dając jasno do zrozumienia, że ma się skupić.
Harry westchnął i próbował powstrzymać się przed palącym pragnienie obrócenia się i zobaczenia jeszcze raz ten uśmiech...
***
"Przestań już o tym myśleć!" powtarzał w swojej głowie Harry, ale to mu nie pomagało. Pierwszy raz widział uśmiech Malfoya, ale nie taki złośliwy jak co dzień, ale miły i ... przyjazny? Przez chwilę zastanawiał się czy może blondyn tak naprawdę niczego nie knuje, ale szybko mu te pozytywne myśli przeszły. Przypomniał sobie te wszystkie niemiłe, wręcz wredne sytuacje i zdania ze strony Ślizgona. "Tacy się nigdy nie zmieniają". Jego rozmyślania przerwały mu grupka dziewczyn, w które wszedł. 
- Przepraszam, bardzo... - mówił podnosząc kartki upuszczone przez jedną z nich.
- Nic nie szkodzi, Harry. - odpowiedział dobrze mu znany głos. Podniósł powoli głowę i zobaczył Ginny. Tak, Ginny! Tego mu potrzeba, rozmowy właśnie z nią. To ona jak i Hermiona umiały wybić mu z głowy różne wręcz "głupoty".
- Hej, Ginny! Nie zauważyłem cię - powiedział zmieszany przez kilka najwidoczniej przyjaciółek Ginny, które z uśmiechami mu się przyglądał. - Moglibyśmy porozmawiać?
- Jasne - odpowiedziała jednocześnie żegnając się z przyjaciółkami i podchodząc do bruneta. - O czym chciałeś porozmawiać?
- Pewnie słyszałaś o dziwnym zachowaniu Malfoya, prawda?
- Ron coś wspominał, ale i bez tego można zauważyć, że jest coś z nim nie tak...
- Widziałem go ostatnio ze Snepem, rozmawiali o jakimś wywarze, podejrzewamy, że on...
- Wątpie - przerwała mu. - Wygląda bardziej na smutnego, niż jakby coś kombinował... Wiesz, że dowiedziałam się od paru Ślizgonek, że on prawie co noc zamyka się w swoim pokoju i nikogo do niego niedopuszcza? Może i jest to Malfoy, ale chyba trochę się martwię...
Harry patrzył z niedowierzaniem w oczach, Ginny ta która była przez tę fretkę wyśmiewana, teraz się o nią martwi?! Teraz te wszystkie naprawdę dziwne myśli wróciły do Gryffona i ten uśmiech... " Co się do licha ze mną dzieje?!"
- Jak się czegoś do wiesz możesz mi powiedzieć. - zaczęła nie zdradzającym żadnych emocji głosem.
- Czemu martwisz się o taka istotę jaką jest Draco Malfoy? - uspokoiwszy się zapytał.
- On też jest człowiekiem, tylko wystarczy spojrzeć na jego rodzinę i już wiadomo dlaczego się tak zachowuje. Nie znam go i nigdy z nim nie rozmawiałam, ale sądzę, że dla przyjaciół pewnie jest miły...
Harry do końca dnia rozmyślał nad słowami przyjaciółki. Nie ważne co teraz o Malfoyu myślał. Chciał poznać odpowiedz na dręczące go pytania.
***
Wybiła północ, zaś Harry czujnie obserwował nie tylko mapę, ale także wyglądał przez okno, które go w jakiś sposób uspakajało. Malfoy wyszedł z pokoju wspólnego Ślizgonów. Gryffon zarzucił na siebie pelerynę niewidkę i podążył za Malfoyem. Gdy go dogonił poczuł coś dziwnego, blondyn zachowywał się już całkowicie dziwnie. Podtrzymywał się ścian, jakby miał zaraz upaść,  był pochylony do przodu i oddycha jakby był po naprawdę wyczerpującym maczu quidditcha. W jednej chwili wszystkie podejrzenia i teorie spiskowe rozpadły się. Harry nie wiedział już co myśleć. "Co on robi... Przecież, czy on chce wyjść?" Zdziwiony obserwował, jak Ślizgon wyjmuje klucze, wypowiada hasło i wychodzi jak gdyby nigdy nic. "Skąd on ma klucze?..." Szedł za nim aż pod zakazany las, wtedy Malfoy się zatrzymał i odwrócił dzięki czemu wybraniec mógł dojrzeć jego twarz. Była blada, bardzo blada... Wyglądał na chorego. Blondyn zdjął płaszcz, w który był ubrany. Miał na sobie tylko jakieś stare spodenki, co wywołało jeszcze większe zdziwienie. Od kiedy on ubiera kiedykolwiek takie rzeczy? Nawet po nocach? Nagle Gryffon prawie się przewrócił. Usłyszał wycie wilkołaka. Ale to nie obecność wilkołaka przeraziła go najbardziej, ale fakt że to Malfoy tak wył do księżyca...

Rozdział 2

Wczorajsza noc była dla Harrego nie do zniesienia. Wpatrywał się raz to w czarny zegar, a raz w mapę huncwotów mając nadzieję, że wielki, wręcz dla niego olśniewający napis "Malfoy" w końcu wykona jakiś ruch, ale niestety nic takiego się nie zdarzyło. Ślizgon najwidoczniej siedział grzecznie tam gdzie porządny uczeń o tej godzinie powinien być, czyli w swoim pokoju. Myśl, że jego śmiertelny wróg nie robi niby nic podejrzanego dołowała bruneta. "To niemożliwe! Przecież cały czas wydaje się taki... Właśnie jaki?" pytania zaprzątały mu głowę. Sam nie wiedział do końca dlaczego ta sprawa tak go interesuje, może chce, aby wszyscy się przekonali, że Malfoy jest zwykłym zdrajcą. "A może coś innego jest na rzeczy? Może w końcu zrozumiał, że był skończonym kretynem?" Harry sam skarcił się za swoje myśli. Cóż prawda jest taka, że gdy Gryffon po raz pierwszy napotkał blondyna, miał dziwną chęć być jego przyjacielem, ale gdy tylko usłyszał jaki ma on stosunek do ludzi ta pogarda... Uczucie w pewnym sensie odeszło, a może logiczne myślenie je przyćmiło? Harry znowu spojrzał na zegar. Wybiła czwarta. Choć można było przypisać chłopakowi wiele zasług to nie ulegało wątpliwości, że nie jest on mistrzem w niespaniu. Dopadł go sen, więc postanowił się troszkę przespać, bo gdyby Malfoy miał w planach nocny spacer to już by go zrealizował. Postanowił jednak ostatni raz spojrzeć na mapę i ku swojemu zdziwieniu ujrzał dwie nazwy obok siebie : Malfoy i Snape. Niewątpliwie kierowali się w stronę Gabinetu opiekuna Slytherinu. Harremu od raz przeszła ochota na spanie. Pospiesznie zarzucił na siebie pelerynę niewidkę i udał się ich śladem. Na całe szczęście nic nie stanęło mu na drodze, oprócz paru zrzędliwych obrazów, które złatwością ominął. Gdy dotarł do celu jak najciszej przybliżył się do drzwi gabinetu i przysłuchiwał się dwóm głosom.
- Mam nadzieje, że przydał ci się mój wywar.  - powiedział Snape dziwnie opiekuńczym głosem, co mocno zdziwiło nieproszonego gościa za drzwiami.
- Może być, jest całkiem przydatny, ale czasami... - niepewnym i cichym tonem padła odpowiedź co jeszcze bardziej go zdziwiło.
-Draco, nic innego tutaj nie pomoże i dobrze o tym wiesz.
- To już za trzy dni.
- Bądź gotów. Nikt nie może cię zauważyć, zrozumiałeś?
Po tych słowach brunet odsunął się od drzwi, które po chwili zostały otwarte i wyszedł przez nie Malfoy. Chłopak nic z tej rozmowy nie zrozumiał. O jakim wywarze rozmawiali? I co się ma wydarzyć za trzy dni? W jego umyśle zaświtała okropna myśl. "Czyżby Malfoy miał przejść jakąś inicjacje? A może chce wprowadzić do Hogwartu jakiegoś Śmierciożerce?" Gdyby tylko wiedział o jaki wywar chodziło znacznie ułatwiło by mu to  stwierdzenie co planuje blondyn, bo nieważne co wymyślił wydawało mu się to dziwnie głupie, jakby chodziło o coś zupełnie innego. Przez resztę nocy Harry rozmyślał i wpatrywał się w mapę, która jak przypuszczał nic więcej ciekawego mu nie pokazała. 
                                                                                                     ***
Przyszła pora obiadowa na której Harry opowiedział swoim zaufanym przyjaciołom wszystko co się dowiedział. Hermiona na wzmiankę o wywarze lekko się wzdrygnęła. Od razy Gryffoni wiedzieli, że ich mądra Gryffonka ma już pewne teorie.
- Mam pewną propozycję o jakie wywary może chodzić, ale nie mogę stwierdzić, czy aby na pewno... - zaczęła próbując przez to powiedzieć, że znalezienie odpowiedniego wywaru jest jak przewidzenie kto zostanie wybranym do odpowiedzi na wykładach Snepa. Niby nie takie trudne do przewidzenia, ale tak naprawdę nigdy nic nie jest pewne.
- Och, Miono... - powiedział Ron robiąc maślane oczy. - Wiesz, że jesteśmy cieńcy z eliksirów i nie mamy bladego pojęcia jakie są przykładowe wywary.
- Aby coś ustalić potrzebujemy trochę teorii i obeznania, prawda? - cytując niegdyś słowa Hermiony dodał Harry, które ostatecznie przekonały dziewczyną.
- ... no więc jest kilka najbardziej tutaj pasujących: Wywar wzmacniający, Wywar Żywej Śmierci, Wywar zaciemniający umysł, a także Wywar z blekotu.
- Wywar Żywej Śmierci? - spojrzał zaciekawiony rudzielec. - To ten jakby środek usypiający? Ten wywar idealnie tu pasuję, albo czekaj! Wywar wzmacniający, też niczego sobie.
- Przypominam, że to tylko teoria jest jeszcze wiele innych np. Wywar ze szczuroszczeta, Wywar Toja...
- Dobra, dobra nie przemęczaj się. - przerwał jej znów Ron. - Mamy to co potrzebowaliśmy i teraz możemy pomyśleć co jest za trzy dni. Prawda, Harry?
Pytanie przyjaciela zagłuszyło słowa Hermiony, która wydawała się, jakby zesztywniała. 
- Umm, mówiłaś coś? - zapytał, lekko ją potrząsając.
- Ach nic, przypomniało mi się, że muszę lecieć do biblioteki na razie, chłopaki! - powiedziała pośpiesznie , po czym wyszła z sali.
To wzbudziło dziwne uczucia w Harrym, czuł, że powiedziała coś ważnego, ale nie wiedział co. Wiedział tylko, że to była odpowiedź na pytanie " Co jest za trzy dni?" Sam próbował domyśleć się co takiego może wtedy być. Jednak znowu nie znalazł odpowiedzi. Kątem oka skierował swój wzrok na stół Ślizgonów i na Malfoya. Wydawał się dziwnie zmęczony i jakby to powiedzieć smutny...? Przez dłuższą chwilę wpatrywał się w niego dopóki blondyn również na niego spojrzał. Harry poczuł dziwne uczucie, które jest mu znane, jakby od bardzo dawna, ale postanowił to zostawić. Miał już dość tym teorii spiskowych.