- I co?! Gadaj co żeś widział?! - rzucili się tuż po dzwonku na wybrańca Ron i bliźniacy.
To było wiadome. Teraz pewnie wszyscy się zbiegną i będą uporczywie go wypytywać. Przecież nie może im wyznać prawdy. Sam do końca tego nie rozumiał. Jeżeli Draco miał być śmierciożercą, to czemu Voldemord pozwolił na coś takiego? Był pewien, że to jego wina, pieprzonego czarnego pana. Całą noc rozmyślał jakie kłamstwo może im wcisnąć. Oczywiście wiele osób dobrze wie kiedy to Harry jest szczery, a kiedy nie. Dlatego właśnie zaplanowanie wszystkiego i przećwiczenie daje całkiem niezły efekt, tak ponoć mówią.
- A od kiedy to i wy...- spojrzał znacząco na bliźniaków. - ...się tą sprawą interesujecie? Czyżby Ron wypaplał całej swojej rodzinie nasze plany i podejrzenia?
Rudzielec lekko się zaczerwienił ze wstydu, po czym cicho dodał, że powiedział tylko im, albo raczej tylko oni podsłuchali i przekazali Ginny. Ta dyskrecja. Powędrowali do wielkiej sali gdzie spotkali jeszcze zaczytaną Hermione, która zauważywszy "ekipę" odłożyła książkę i wpatrywała się pytająco.
- Widziałeś coś?! - rudzielce nie wytrzymywały by poznać odpowiedź.
- Dobra! Uspokójcie się już - powiedział spokojnie Harry. - Widziałem niestety niewiele.
- Jak to? - krzyknęli zawiedzeni.
- Śledziłem go za pomocą mapy, ale w pewnym momencie, po prostu zniknął, oczywiście na mapie. Wydaje mi się, że w grę może wchodzić Pokój Życzeń. On nie jest naniesiony niestety ten skrawek papieru.
Wszyscy spojrzeli po sobie. Najwidoczniej w to uwierzyli. Jednak trening czyni mistrza, tylko Hermiona wydawała się niezadowolona z tego co usłyszała.
- Ale po co mu jakiś wywar? - zauważyła słusznie dziewczyna.
- Tego to się chyba tak prędko nie dowiemy... - udał zawiedzionego.
Resztę lekcji minęło bezproblemowo i bez blondyna. A czego mógł się spodziewać? Był w końcu strasznie poharatany. Nigdy by się nie spodziewał takiej odwagi chęci do walki ze strony Malfoya. Zawsze wydawał mu się tchórzem, który ciężką robotę zrzuca na innych, ale najwidoczniej było inaczej. Jakim prawem on mu pomógł. Przecież są wrogami, chyba... Kolejna cecha Harrego Pottera: nie lubi mieć wrogów, dlatego tak bardzo pragnie rozejmu ze Ślizgonem, choć z pewnością wielu ludzi by tego nie popierało. Została mu jeszcze jedna lekcja, którą na pewno nie wytrzyma. Musi z nim porozmawiać.
***
Nieludzka chęć wzięła górę nad rozsądkiem. Tuż po dzwonku wybraniec znalazł się nigdzie indziej jak przed skrzydłem szpitalnym. Pani Pomfrey w chwili obecnej wyganiała jakichś pierwszoroczniaków, może jest ona surową kobietą, ale opiekowanie i leczenie ludzi to z pewnością jej jasna strona. Harry obejrzał wzrokiem całą sale. Ze zdziwieniem stwierdził, że dzieciaków było tu najwięcej. Cóż sam był kiedyś taki i raz na jakiś czas zdarzało mu się tu trafić. Jednak najgorzej wspomina ten przypadek z ręką w której nie miał kości. No cóż, przecież szpitale nie mają za zadanie wywoływać miły emocji. W końcu jednak zauważył na końcu sali znaną mu blond czuprynę. Ruszył powolnym krokiem w stronę łóżka. Na stoliku stały kwiaty, dużo kwiatów. Jak widać fanki Ślizgona nigdy nie śpią i są wiecznie czujne. Zawsze zastanawiał się jakim prawem dziewczyny zakładały fankluby poświęcone właśnie jego osobie? Chłopak miał zamknięte oczy, prawdopodobnie spał. Gdy się tak z bliska przypatrzeć to był naprawdę przystojny. Dopiero teraz Harry to spostrzegł i to w takim momencie. Gdy usiadł na taboret przy jego łóżku blondyn leniwie otworzył oczy i gdy zobaczył kto przyszedł go odwiedzić szybko się podniósł i z niedowierzaniem i lekkim zażenowaniem spoglądał na niego próbując ukryć swe emocje.
- A ty czego tu, Potter? - parsknął, nawet nie patrząc w jego stronę.
- Chciałem sprawdzić co z twoim stanem, bo ostatnio jak oberwałeś... - nie dokończył, gdyż blondyn pośpiesznie mu przerwał.
- I co? Fajny widok? Niech zgadnę powiedziałeś już wszystkim swoim przyjaciołom o naszym miłym spacerze przy blasku księżyca?! - wręcz wykrzyknął zdenerwowany.
- Nic nikomu nie powiedziałem i nie powiem. - próbował go uspokoić. Nigdy nie widział go w takim stanie. - I chciałem ci podziękować.
Sam nie wierzył co mówi, ale najwidoczniej Draco również w to nie dowierzał, albo raczej wydawało się, że albo to Harry zwariował, albo on.
- Przypierdoliłeś w kamień, prawda?
- Nie, jestem całkowicie świadomy co teraz mówię - chyba - i może to dziwnie zabrzmi, ale mogę ci jakoś pomóc?
W tej oto chwili blondyn wydawał się, że zaraz spadnie z łóżka. Przez chwilę jego zdziwienie malowało się na twarzy, ale szybko znowu przybrał swoją pokerową twarz.
- Ty chcesz mi w czymś pomóc? Nie oszukujmy się wiesz kim jestem i obaj wiemy, że już mi się nie da pomóc i jeżeli ktoś się o czymś dowie to odgryzę ci łeb, zrozumiałeś? - przybliżył się niebezpiecznie blisko po czym obojętnie dodał - Idziesz już?
Brunet kiwnął tylko głową. Przetwarzał wszystkie nowe informację. Wiedział, że z chłopakiem jest coś nie tak. Jakby wydawał się mniej oziębły. Choć wiedział, że nie ma na co liczyć w przyjaźni, po prostu nie mógł od tak zapomnieć o wszystkim. Chciał wiedzieć więcej, nie tylko o jego zdolności, ale także o nim samym. Przekraczając drzwi zauważył grupkę, śmiejących się dziewczyn. Znał je. One zazwyczaj towarzyszyły Malfoyowi i teraz gdy on jest w ciężkim stanie one jak gdyby nigdy nic zachwycają się nim. "Nic dziwnego tylko puste laski mogą zakochać się w takim kolesiu." pomyślał, jednak szybko się za tą myśl skarcił. On już nie jest taki jaki był. To już nie ta sama wredna fretka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz